Maski sukcesu

Maski sukcesu

Człowiek może stać się mistrzem kamuflażu.
Nauczyłem się tego wcześnie. Nie na scenie teatralnej, ale w biurach, na salach konferencyjnych, w gabinetach, na spotkaniach i w codziennym życiu. Tam, gdzie gra się rolę „człowieka sukcesu” – bez cienia zawahania, bez zmarszczki niepokoju, z uśmiechem, który mówi: „mam wszystko pod kontrolą”.

Tyle tylko, że nie miałem.

Sukces, który trzeba udowadniać

Przez lata mierzyłem sukces tym, co widzą inni. Wyniki. Stanowiska. Uznanie. Struktura zespołu. Nowe rynki. Pionierskie marki. Dobre garnitury. Dynamiczne prezentacje. Telefon, który dzwonił bez przerwy. Skrzynka pełna wiadomości. Kalendarz szczelnie zaplanowany.
I wieczne „tak”, kiedy pytano: „Dasz radę?”.
Zawsze dawałem. Nawet wtedy, gdy już nie chciałem.

Z zewnątrz wszystko wyglądało perfekcyjnie. Czasem nawet sam się łapałem na tym, że podziwiam własny wizerunek. Ale w głębi duszy wiedziałem jedno — zbudowałem pancerz, który zamiast chronić, oddzielił mnie od mnie samego.

Rola, którą grasz zbyt długo, staje się twoją twarzą

Byłem liderem. Mentorem. Ojcem. Partnerem. Oparciem.
Ale czy kiedykolwiek pozwoliłem sobie być… człowiekiem?
Zwyczajnym. Zmęczonym. Z wątpliwościami. Zniechęconym. Czasem nawet słabym.

Nie.
Bo w świecie, w którym funkcjonowałem, słabość była błędem systemu.
Tam, gdzie są targety, KPI, presja i wyścig, nie ma miejsca na lęk.
A przecież ja go miałem.
Nie lęk przed pracą. Przed porażką. Przed zwolnieniem.
Mój największy strach był prosty: że ktoś mnie przejrzy. Że ktoś zobaczy, że ten człowiek, którego uważają za „skałę”, też czasem się kruszy.

Więc grałem dalej.

Im większe stanowisko, tym cięższa maska

Zabawne, jak wielu ludzi zazdrości ci „sukcesu”, kiedy nawet nie wiedzą, ile cię to kosztuje.
Nikt nie widzi tych nocy, kiedy leżysz i analizujesz w głowie każde spotkanie, każdą decyzję.
Nikt nie zna momentów, kiedy stoisz pod prysznicem i myślisz: „Jeszcze tylko ten tydzień. Potem odpocznę.”
I mówisz to… przez lata.

Bo maska człowieka sukcesu ma jedną zasadę: nigdy jej nie zdejmuj przy świadkach.

Kiedy zaczyna się gra pozorów?

Może wtedy, kiedy pierwszy raz tłumaczysz dziecku, że „tata nie może teraz rozmawiać, bo ma ważny telefon”.
Albo wtedy, gdy rezygnujesz z odpoczynku, bo „firma potrzebuje twojej obecności”.
Albo wtedy, gdy sam siebie przekonujesz, że jesteś szczęśliwy, choć Twoje ciało krzyczy, że jesteś na granicy wyczerpania.

Gra pozorów zaczyna się niewinnie. To tylko jedno „przełożone spotkanie z samym sobą”.
Ale z czasem staje się codziennością.

Kiedyś byłem mistrzem narracji

Umiałem opowiadać o sukcesach firmy, motywować zespół, przekonywać klientów, inspirować partnerów biznesowych.
A jednocześnie sam siebie nie umiałem przekonać do… zatrzymania się.

W moim wewnętrznym monologu było coraz więcej zgrzytów:

  • „To ostatni raz, że robię to kosztem zdrowia.”
  • „Po tym projekcie zwolnię tempo.”
  • „Zasłużyłem na odpoczynek — ale jeszcze nie teraz.”

Wiesz, co jest najtrudniejsze w masce sukcesu?
Że potrafi być wygodna.
Ułatwia życie w świecie oczekiwań.
Ale odbiera życie w świecie autentyczności.

Zacząłem się gubić

Z czasem nie wiedziałem już, czy robię coś, bo naprawdę tego chcę, czy tylko dlatego, że tak trzeba, bo tak robi „człowiek sukcesu”.
Byłem obecny wszędzie — tylko nie w sobie.
Byłem skuteczny, ale niekoniecznie spełniony.
Byłem szanowany, ale czułem się… pusty.

Nie, nie mówię tego z żalem. Mówię to z odwagą.
Bo nikt nie ściąga maski, dopóki nie zrozumie, że ją nosi.

Ja zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy moje życie zatrzymało się na 10 minut.

pastedGraphic.png

„Sukces bez autentyczności jest jak garnitur bez ciała – świetnie wygląda, ale nie daje życia.”
Krzysztof Ochal